Był samotnikiem,który chadzał swoimi drogami,ale kiedy zauważał moje auto,przybiegał się przywitać,i podobnie było kiedy odjeżdżałam,odprowadzał mnie do bramy.
Jednego lutowego dnia,odprowadził mnie po raz ostatni,potrącony niemalże na moich oczach....
Rudego już nie ma,ale jak to mawia mój kuzyn :"życie Rudego nie poszło na marne"....i są kotki do niego bardzo podobne,rude także....żyją posród nas.
Jakby na przekór,niekiedy brutalnej codzienności,która daje im wolność,a potem ją odbiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do dodawania własnych uwag po wypróbowaniu przepisu ;).